Recenzja filmu

X-Men (2000)
Bryan Singer
Hugh Jackman
Patrick Stewart

Mutanci w matrixowym stylu

"X-Men" to z całą pewnością film, który warto zobaczyć, choć w naszym kraju nie zrobi zapewne takiej furory, jak w USA, gdzie seria otoczona jest, jak napisałem wcześniej, kultem. Tytuł ten to
"X-Men" to jedna z najsłynniejszych serii komiksowych na świecie. Pierwszy zeszyt opowiadający o przygodach mutantów ukazał się w 1963 r. i od tamtej pory, z zaledwie kilkuletnią przerwą, cykl ten jest cały czas kontynuowany. Dla wielu wielbicieli komiksów"X-Men" to seria kultowa a niektórzy z jej bohaterów na trwałe zapisali się we współczesnej kulturze masowej.
Łatwo zatem domyślić się, że przeniesienie sagi na duży ekran nie należało do zadań łatwych. Już sam ogrom wydanych zeszytów stawiał przed autorami trudne zadanie skonstruowania fabuły, która tworzyłaby spójną całość a jednocześnie opowiadałaby o mutantach w taki sposób, aby historia była przejrzysta nawet dla tych widzów, którzy z X-Men zetkną się po raz pierwszy. Zdecydowano się zatem na przedstawienie w filmie początków drużyny X-Men oraz pierwsze poważne starcie z mutantami zgromadzonymi wokół Magneto. Niezorientowanym wyjaśniam, iż występujący w komiksie mutanci zjednoczeni są w dwóch obozach. Pierwszemu z nich przewodzi profesor Charles Xavier, genialny telepata przykuty do wózka inwalidzkiego, drugiemu, obdarzony nadnaturalną mocą wytwarzania wokół siebie pól magnetycznych Magneto. Pierwszy z wymienionych wierzy, iż możliwe jest współistnienie obok siebie ludzi i mutantów, drugi uważa, że oba gatunki skazane są na walkę, z której zwycięsko wyjdą mutanci i zapoczątkują nowy rozdział w historii Ziemi. Co ciekawe obaj przywódcy byli w przeszłości bliskimi przyjaciółmi i współpracownikami. Historia ta różni się znacznie od innych komiksowych fabuł. Mutanci nie walczą z przestępcami, jak Batman, czy Spider-Man, walczą między sobą. Czynią to w imię obrony ludzkości, ale ludzkość nie chce tego zrozumieć. Ludzie boją się mutantów, prześladują ich, poniżają i domagają się ustawowej kontroli odmieńców. Jedyne schronienie jakie mogą znaleźć bohaterowie to szkoła profesora Xaviera, azyl dla takich jaki oni
Widzimy zatem, że fabuła ta jest niezwykle rozbudowana i złożona i przeniesienie jej na ekran było prawdziwą sztuką, sztuką która w przypadku tego konkretnie filmu nie do końca się udała. Scenariusz obrazu mówiąc krótko w kilku miejscach ma wyraźne braki i nie można oprzeć się wrażeniu, że jest lekko naciągany. Już sam początek, w którym obserwujemy jak w mieszczącym się na terenie Polski obozie koncentracyjnym naziści prowadzą na śmierć rodziców Magneto powoduje, że zaczynamy się zastanawiać z jakim filmem będziemy mieli do czynienia. Czy z ambitną próbą ukazania wewnętrznych tragedii mutantów, czy też z wysokobudżetową produkcją rozrywkową. Kilka minut później dowiadujemy się, że przeżycia Magneto w obozie koncentracyjnym złożyły się na to, że stał się on wrogiem całej ludzkości. Nie wiem jak dla innych widzów, ale dla mnie takie wyjaśnienie było, delikatnie mówiąc, bardzo banalne, a co więcej zupełnie niepotrzebne. Od początku wiemy bowiem, że ludzie nienawidzą mutantów i najchętniej by się ich pozbyli a już samo tako zachowanie wystarczy aby poczuć do nich otwartą wrogość. Zatem postawa Magneto opowiadającego się za wojną ludzi i mutantów wydaje się nawet uzasadniona Następna luka w scenariuszu to moment, kiedy Ruda ucieka z domu. Spotykamy ją w jakiejś opustoszałej mieścinie, do której kazała się zawieść i za bardzo nie wiemy po co. Fakt, spotyka tam Toma Logana vel Rosomaka, który staje się jej najbliższym przyjacielem, ale motywy jej przyjazdu pozostają dla nas zagadką do samego końca filmu.
Skoro już jesteśmy przy Rosomaku należałoby poruszyć wątek przeszłości tego bohatera. Profesor Xavier chcąc namówić go do współpracy obiecuje pomóc mu rozwiązać tajemnicę jego przeszłości. Rosomak bowiem nie wie nic na temat swojego pochodzenia, rodziny, nie wie nawet skąd wzięły się u niego wysuwające się z dłoni adamantanowe ostrza. Niestety, jeżeli ktoś nie zna dobrze serii "X-Men" z filmu na ten temat dowie się niewiele. Twórcy uznali bowiem, że stwierdzenie, iż na Loganie dokonano tajnych eksperymentów, których rezultatem jest jego obecny stan to wystarczające wyjaśnienie tajemnicy. Otóż nie. Osobom znającym komiksową sagę takie wytłumaczenie zapewne starczy, ale jeżeli ktoś styka się z mutantami po raz pierwszy może być nieco zawiedziony. Zatem wszystkich mających uczucie niedosytu odsyłam do wydanego w 1994 r. przez TM-Semic komiksu "Weapon X" autorstwa Barry'ego Windsor-Smitha, w którym dokładnie opisano owe tajemnicze eksperymenty i raz na zawsze rozwiano tajemnicę pochodzenia Rosomaka. Zostawmy jednak fabułę. "X-Men" to nie jest wszak film psychologiczny, ale produkcja czysto rozrywkowa i jako taka winna być oceniana. Od strony wizualnej film jest zrobiony bez zarzutu. Sprawna reżyseria, szybki montaż, niezłe efekty specjalne, przyzwoita gra aktorów, wszystko to sprawia, że projekcja się nie dłuży a czas spędzony w kinie mija prawie niezauważony. Niestety, nie byłbym sobą, gdybym i tutaj nie przyczepił się do kilku elementów. Pierwszym z nich są toczone przez bohaterów walki. W jednym z filmwebowych komentarzy napisanych do filmu pojawiło się stwierdzenie, iż jeśli chodzi o sceny walki, to "X-Men" bardzo przypomina "Matrixa". Podpisuję się pod tym obiema rękami. W ogóle od jakiegoś czasu nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jeżeli w jakimś filmie ma już dojść do rękoczynów to ich uczestnicy będą śmigali na zawieszonych pod sufitem linach niczym Reeves i Fishburne u Wachowskich. "X-Men" nie jest pod tym względem wyjątkiem. Oglądając pojedynki mutantów nie sposób oprzeć się wrażeniu, że już gdzieś to widzieliśmy. Nie mówię, że to źle, ale wydaje mi się, że jeśli walczą ze sobą osoby obdarzone ponadnaturalną mocą to powinny przede wszystkim korzystać z niej a nie z własnych kończyn
Drugą rzeczą, która może zaskoczyć wszystkich wielbicieli komiksu są stroje mutantów. Otóż nie wyglądają one tak jak na rysunkach. Wszyscy X-men ubrani są w podobne czarne, skórzane kostiumy i mimo, iż nie wyglądali w nich źle to jednak nie sposób było się powstrzymać od skojarzeń z "Matrixem". Trzeba jednak oddać honor twórcom filmu, że w ciekawy sposób umieli wykorzystać fakt zmiany ubiorów naszych bohaterów. Kiedy podczas lotu samolotem Rosomak narzeka na swój strój, Cyklop pyta go zgryźliwie, czy zamiast tego wolałby nosić żółty spandex (niewtajemniczonym wyjaśniam, iż w komiksie Rosomak rysowany był zawsze w żółtym, obcisłym kostiumie). Słysząc ten dialog nie mogłem powstrzymać się od śmiechu "X-Men" to z całą pewnością film, który warto zobaczyć, choć w naszym kraju nie zrobi zapewne takiej furory, jak w USA, gdzie seria otoczona jest, jak napisałem wcześniej, kultem. Tytuł ten to sprawnie zrealizowane kino akcji, z domieszką humoru i niezłymi efektami specjalnymi, którego obejrzenie powinno sprawić przyjemność wszystkim młodym ludziom. Idąc do kina nie zapominajmy jednak, iż mamy do czynienia z ekranizacją komiksu i nie stawiajmy filmowi zbyt wysokich wymagań fabularnych, ponieważ możemy opuścić seans poważnie zawiedzeni.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Niezbyt wiele nakręcono ekranizacji komiksów, które zasługiwałyby chociaż na jedno dobre słowo. Wśród... czytaj więcej
"X-Men" Bryana Singera z roku 2000 to jeden z pierwszych filmów, które powstały na fali manii adaptowania... czytaj więcej
Dla jasności trzeba wyjaśnić, że "X-Men" #1 wcale nie oznacza pierwszego numeru tej legendarnej serii. W... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones